Autor |
Wiadomość |
Prue
Lemon
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań
|
|
|
|
... i po zlocie
dłuższą realcję napiszę później, teraz chciałam podziękować za życzonka udanej zabawy :* i powiedzieć, że naprawdę brakowało Was w poznańskim irlandzkim lokalu wczorajszej nocy!!!
czasami tak jest - inne plany rodziny, złośliwość rzeczy martwych, czasami jest się uzależnionym od dotrzymywania lub niedotrzymywania obietnic innych... - ale trzeba wierzyć, że spotkamy się na kolejnych zlotach!!!
zabawa była bardzo przyjemna, klimatyczna i trochę inna od pozostałych zlotów, na których byłam - WIELKIE podziękowania należą się BEACIE, ALIEN i ABŚCIE oraz jeszcze kilku osobom, bez których wczorajsze zlotowe spotkanie byłoby tylko kilkoma godzinami spędzonymi w pubie
******
Czas na relację z poznańskiego zlotu z
Jak to z jutowymi zlotami bywa - zlot zaczął się przed zlotem, odbieraniem znajomych i nowopoznanych z dworców, z punktów charakterystycznych miasta i wspólnym udaniem się do miejsca przeznaczenia. Brogans Pub okazał się pięknym lokalem o irlandzkim wystroju, w którym serdecznie przywitały nas organizatorki, dziewczyny z ZOO TEAMu. Po zakupieniu biletów udaliśmy się w jutowym gronie na poszukiwanie odpowiedniego stolika - jednakże lokal okazał się całkiem sporym labiryntem, który trzeba było pokonać kilka razy z przewodnikiem by nie zgubić się i poznać wszelkie jego zakamarki i tajemne przejścia z sali do sali.
Po kwadransie już przestrzeń została całkowicie okiełznana i okazała się miejscem bardzo, ale to bardzo, przyjemnym. Drewniane ławy i stoły, ciemna kolorystyka wnętrza i irlandzkie rekwizyty na ścianach wraz z jutową muzyką natychmiast budziły w człowieku uśmiech i nastrój skłonny do zabawy i rozmów ze znajomymi. Wielość sal okazała się poniekąd zaletą - muzyka wydobywała się cały czas z głośników, lecz nie było hałasu, bo dźwięk spokojnie rozprzestrzeniał się między pomieszczeniami i można było prowadzić konwersacje i bez problemów poznawać nowych zjutowanych ludzi.
Organizatorki, czyli ZOO TEAM rzeczywiście przyłożyły się do swojej pracy - wszystko wydawało się zaplanowane, przewidziane i zapięte na ostatni guzik. Nie czuło się jakiś zgrzytów, niedopowiedzeń... choć źle się stało, że nikt nie zapowiedział ostatniego utworu wieczoru, czyli "40" i niewiele osób przyłączyło się do tradycyjnego kółeczka
Osobna, spora sala przeznaczona na parkiet i do szaleństw przy muzyce i projekcjach wideo zapełniła się bardzo szybko. Tłumek wcale nie był mały, a fani nie stali wpatrzeni w ekran tylko ich ciała żywo reagowały na dźwięki dobiegające z głośników.
Moją uwagę przykuł, a serce zdobył - trabant!!!! - miniaturka tego z berlińskiej wersji klipu do ONE!!! rewelacja!!!! - nie wiem, kto był jego twórcą, ale nagroda w dziedzinie konstrukcji się tej osobie należy! Trabancik z namalowanym konturem człowieczej postaci zawieszony był pod sufitem, a jego światła... tak, tak! miał prawdziwe reflektory!... a to tego działały! skierowane były na parkiet. Zauroczona patrzyłam na to cudeńko i rozmarzyłam się... prawie jakbym była na scenie wraz z U2 i właśnie kręcono teledysk do Untila lub jakiegoś innego achtungowego arcydzieła.
Na telebimie pojawił się koncert z Red Rocks! Tłum przed ekranem zgęstniał i zrobił się głośniejszy... Sunday Bloody Sunday!!!... No more!... no more!... dało się słyszeć prawie desperackie nawoływania, jakby rzeczywiście te słowa miały siłę naprawiania świata... chwilę!... one właśnie taką siłę mają!!!
Potem przyszła kolej na inne rarytasy - Elevation - jak zawsze naładowała akumulator zmęczonego jutumaniaka i znów wszyscy śpiewali razem: E-le-va-tion!!!!!!!!!!
...I pierwsze dźwięki znanego arcydzieła z płyty War... New Year!!! krzyczał Bono - wszyscy zaczęli szaleć. Ci, którzy pogrążeni byli w rozmowach z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, odeszli od stolików i znaleźli się na parkiecie. Serca biły szybciej, krew pędziła jak oszalała... robiło się gorąco! tak gorąco... że...
cisza
mrok
Nasze emocje były takie wielkie, że prąd nie wytrzymał natężenia i napięcie siadło. "Wszędzie ciemno, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?" - pisał już 200 lat temu Adam Mickiewicz i miał rację! Co teraz? Wszyscy w oczekiwaniu zastygli przed telebimem. By oświetlić nagłą ciemność fani włączyli podświetlacze komórek, a na ławach migotały delikatne płomyki małych świeczek - zrobiło się bardzo klimatycznie, przytulnie i miło... tylko bez U2
Tak naprawdę taka jest specyfika tego miejsca, że oświetlenie odmawia współpracy, lecz w ten wieczór jedynym słusznym wytłumaczeniem był nadmiar emocji i energii, który wytworzyliśmy przy NYD
Dopóki nie wróciło oświetlenie zgromadzeni w Brogansie jutumaniacy prowadzili rozmowy przy stolikach w półmroku i przy odgłosach zaimprowizowanego przez organizatorki zbiorowego karaoke - z parkiety dobiegał głośny śpiew wielkich hitów irlandzkiego bandu w wykonaniu specyficznej ale ujmującej urody głosów fanów. Na szczęście elektryczność w pubie została oczarowana owym cudownym zawodzeniem i powróciła, oświetlając zebranych swoim blaskiem. Wtedy reflektory zostały zwrócone na scenę i zaczęło się prawdziwe karaoke.
Co to były za występy! Talentów wśród jutowej braci nie brakuje - a na pewno nie brakuje zacięcia i odwagi! Koncert indywidualnych śpiewów trwał ponad godzinę, a najlepsze głosy zostały nagrodzone książkami i plakatami oczywiście związanymi z dublińskimi muzykami.
Reszta nocy to przemiennie tańce na parkiecie, rozmowy i walka z dającym sobie już w połowie "ciemnej strony" doby znać zmęczeniu i senności. Barman z otwartymi szeroko ustami dziwił się, gdy grubo po północy ustawiła się do baru kolejka po trunek wzmocniony spora dawką kofeiny - "...kawa? To taka nietypowa pora" . Ale czemu tu się dziwić? Może to zaskoczenie, a może zaspanie pana za barem przyczyniło się do podania oczekującym kawy z zimnej wody! czy to jakiś przysmak irlandzki? nie wiem, ale kawa wyjątkowo pobudzająco działała na osoby je pijące - człowiek po zimnej kawie robi się bardziej rozmowny, szare komórki pracują szybciej... - tak więc jeśli ktoś będzie miał okazję to polecam!
Pełna zachwytu nad nowym trunkiem zamówiłam jeszcze jedną porcję, lecz ku mojemu zaskoczeniu kolejna kawa była... ciepła, ośmielę się nawet napisać gorąca!! no cóż, niektóre rzeczy zdarzają się tylko raz!
Wieczór... a właściwie noc w jutowym towarzystwie dobiegał końca. Zarządzający zlotowym lokalem oznajmił, że impreza musi się już skończyć. Grono kilkunastu zaprzyjaźnionych dusz próbowało wszelkimi możliwymi sposobami odwlec opuszczenie lokalu. Zastosowana taktyka: niezauważanie mówiącego i niedosłyszenie słów o zamykaniu lokalu, przenoszenie się do kolejnych sal pubu, unikanie kelnerek z mopami, które dokładnie zmywały z parkietu ślady naszych butów pozostawionych przy jutowych podskokach, a także zagadywanie nadzorujących bardzo ważnymi kwestiami, które nie mogą poczekać do następnego spotkania, aż po chwyt po niżej pasa, czyli kolejne odwiedzanie toalety.
Zmęczeni na ciele, ale z naładowanymi pozytywną energią i wrażeniami akumulatorkami niczym zajączki z reklamy baterii wyszliśmy z mieszczącego się w piwnicy pubu na świat.
POPRAWKA: jaki wieczór?, jaka noc?... toż to świta!!! - w Poznaniu było jasno niczym w pochmurny dzień!
Napisałabym, że ogrzewani promieniami wschodzącego nad ratuszem i kamieniczkami Starego Rynku słońca zmierzaliśmy w kierunku dworca, lecz na niebie dziennej gwiazdy nie było - za to trochę nieśmiało kropił na nas deszczyk. My nic nie robiąc sobie z niego szliśmy spokojnymi i cichymi ulicami stolicy Pyrlandii ku stacji PKP. Zlekceważony deszcz przestał nam towarzyszyć, a my doszliśmy na Most Dworcowy i weszliśmy do holu z kasami biletowymi.
Rzut oka na tablicę odjazdów, zakupienie odpowiednich biletów, odwiedziny punktów oferujących jakikolwiek rodzaj żywności (a takich w niedzielę o 5.18 rano jest naprawdę niewiele!), ostatnie uśmiechy, ostatnie uściski, życzenia szybkiego powtórnego spotkania... każdy skierował się na swój peron. Zrobiłam kilka... kilkanaście kroków i już byłam na swoim przystanku tramwajowym - taki zwykły, z żółtą wiatą, jakich w Poznaniu jest wiele, a jednak to był już inny świat - w głowie obrazy sprzed kilku godzin, kilku minut, pytania, kiedy znów się zobaczymy, czy na następnym zlocie, będą ci, których teraz zabrakło?...
... jedno jest pewne - poznański student, który zaczepił człowieka w jutowej koszulce, powiedział: "Fan U2 to dobry człowiek." - miał rację!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 19:16, 28 Maj 2006 |
|
|
|
|
mery
Drowning Man
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sochaczew
|
|
|
|
Ale super sprawozdanie takie szczegółowe jak czytałam to normalnie czułam się jakbym tam była, po tym opisie wierzę że musiało być suuuuuuper
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 11:08, 04 Cze 2006 |
|
|
Olka
Mr. MacPhisto
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Tczewa
|
|
|
|
łał!!!!!!!! Prue super opis no i widać że zlot też był świetny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 12:25, 04 Cze 2006 |
|
|
malone89
Out Of Control
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 647
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gliwice
|
|
|
|
ło...super przewodnik po zlocie w Poznaniu....genielnie:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 12:45, 04 Cze 2006 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|